Przejdź do treści

Mam na imię Zdzisław. Chciałem opisać przypadek człowieka, który doznał łaski uzdrowienia. Można by zapytać, dlaczego ja to opisuję a nie on. Dlatego, że do niego nie można dotrzeć, że stało się to dzięki pomocy Bożej. Myślę, że mój kolega potrzebuje jeszcze troszkę czasu na przemyślenie zaistniałej sytuacji. 



Czerwiec 2007r.

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus

Czcigodny Księże Proboszczu!

Mam na imię Zdzisław. Chciałem opisać przypadek człowieka, który doznał łaski uzdrowienia. Można by zapytać, dlaczego ja to opisuję a nie on. Dlatego, że do niego nie można dotrzeć, że stało się to dzięki pomocy Bożej. Myślę, że mój kolega potrzebuje jeszcze troszkę czasu na przemyślenie zaistniałej sytuacji. To ja, widząc pogarszający się stan jego zdrowia postanowiłem zamówić Mszę św. w Sanktuarium w Zabawie w jego intencji. 
Nie mogę zapomnieć dnia, w którym jechaliśmy do Zabawy na Mszę św. Już wtedy czułem, że ktoś pomaga nam w dotarciu na miejsce. Kiedy wyjeżdżałem z domu była ładna pogoda. Mijając Tarnów wjechałem w gęstą mgłę. Widoczność była ograniczona do około 2-3 metrów. Pomimo złych warunków jazdy udało mi się zauważyć znaki, które informowały mnie o kierunku jazdy do Sanktuarium. Tylko dzięki temu dane nam było dotrzeć na czas nie spóźniając się. Wiem, jestem przekonany, i głęboko wierzę, że to, że mój przyjaciel powrócił do nas stało się za wstawiennictwem błogosławionej Karoliny u Pana Boga. Po odprawionej Mszy św. rzeczy niemożliwe stały się możliwe.
Nawet słowa P. Ordynator skierowane Jego żony:
„… mąż nie ma szans na przeżycie…proszę być przygotowaną na najgorsze…”
Które powtarzane były przez kilka tygodni, zmieniły się w słowa: 
… pojawiło się światełko w tunelu; tunel ten jest bardzo długi, ale ono świeci na końcu…”
Dlaczego uważam, że to cud, że mój przyjaciel wyzdrowiał. Opiszę to tak jak umie na podstawie własnych obserwacji swojego kolegi w czasie jego choroby. Widziałem jak przebiega jego choroba na bieżąco. Składały się na to moje wizyty w szpitalu, które były praktycznie, co 2-3 dni, często dzień po dniu; dodatkowo z relacji Jego żony, która codziennie była u mnie między czuwaniami przy mężu. Codziennie po szpitalu wstępowała do nas, aby móc opanować płacz i swoje zdenerwowanie przed powrotem do domu do dzieci. Nie chciała, aby dzieci widziały jej rozpacz. Zwlekała z decyzją powiedzenia im prawdy, w jakim stanie jest tata. Choroba mojego kolegi trwała kilka lat. Pierwsze szpitalne rozpoznanie postawiono w 2005 roku. Po leczeniu szpitalnym wyszedł z rozpoznaniem mechanicznego uszkodzenia wątroby. Lekarze uważali, że nastąpiło to na wskutek alkoholu. Wyszedł z zaleconą dietą, lekami i zakazem spożywania alkoholu. Od tego czasu znajdował się pod opieką lekarską. 
Mój przyjaciel pracował w Monachium. Każdy jego powrót do domu to był koszmar. Po każdym przyjeździe wymioty, organizm nie przyjmował pożywienia, zaburzenia snu. Uczył się jeść po jednej łyżce, ponieważ więcej nie przyjmował. Po pobycie w domu tydzień wracał powoli do normalnego jedzenia opierając się oczywiście na diecie wątrobowej. Każde nieodpowiednie pożywienie powodowało nudności i wymioty. Kiedy przedostatni raz wrócił do domu, również jego organizm był bardzo osłabiony. Jednak sytuacja życiowa zmusiła go, że musiał wrócić do pracy. Jego organizm nie wrócił jeszcze do normy. Jednak jak napisałem musiał pojechać do Monachium. 
Dzwoniąc do domu nigdy nie przyznał się, że źle się czuje, że jego stan zdrowia się pogarsza. Zrobiła to za niego jego koleżanka, która też tam pracuje. Zadzwoniła do jego żony opisując jak się czuje i jak wygląda. Żona nie zastanawiając się pojechała po niego. Kiedy go przywiozła był w stanie krytycznym. Nie mógł jeść, biegunka, wymioty, opuchnięte nogi, duży opuchnięty brzuch, kolor jego skóry był pomarańczowy. Zaraz po przyjeździe znalazł się w szpitalu. Nie miał siły mówić, a przejście kilku metrów było dla niego ogromną trudnością. W szpitalu okazało się, że jego brzuch to powód gromadzenia się płynu w jamie brzusznej. Pozostał wtedy na oddziale zakaźnym. Kiedy jego żona poszła do P. Ordynator, usłyszała:
„… mąż nie ma szans na przeżycie…”
Oprócz tych słów usłyszała jeszcze:
„… przewidujemy, że przestaną pracować nerki, że mąż wpadnie w śpiączkę.”
Do śpiączki nie doszło, ale nerki przestały pracować. Nie umiem określić, jaki okres czasu to trwało, ale chodząc na odwiedziny dzień po dniu czekało się na kropelkę moczu w worku. Niestety ta kropelka nie chciała spłynąć. Stan zdrowia mojego kolegi nie pozwalał na dializowanie. Lekarz z oddziału Dializ bał się, że jego organizm tego nie wytrzyma. W drugą noc po odprawionej Mszy św. w Sanktuarium w Zabawie podjęto decyzję przeprowadzenia dializ. Kolega wytrzymał pierwszą dializę, po czym następowały kolejne. Każdą kolejną znosił coraz lepiej. Wszystkie dializy odbywały się na wkłuciu. Cewnik wprowadzony, jednak zaczął go boleć, miejsce wkłucia zrobiło się zaczerwienione. Zgłaszał te dolegliwości lekarzowi. Jednak czekano – teraz już wiemy, dlaczego. Wartości badań obniżyły się, nerki podjęły pracę. Podjęto decyzję przerwania dializ. 
Kiedy kolega zapytał lekarza, co dalej, usłyszał:
„nie umie panu powiedzieć, co nastąpi, bo pracując 30 lat nie miałem jeszcze takiego przypadku”.
Do tej pory nerki pracują, badania są prawie w normie. Kolega sam oddaje mocz. 
Drugi problem – płyn w jamie brzusznej. Odwiedzając go jeszcze w szpitalu widziałem jak jego brzuch rośnie w oczach. W łóżku leżał wychudzony człowiek o grafitowej twarzy, bo jego skóra nie była żółta, lecz czarna. Trudno to opisać, trzeba było to widzieć i ten duży brzuch dokuczający ciężarem i bólem. Nie umiem napisać ile razy miał ściągany płyn. Wiem, że było to w odstępach kilku dniowych po 2-3 litry. Wychodząc do domu ze szpitala miał się zgłosić gdyby ilość płynu wzrosła jednak do tej pory płyn nie narasta. Jak wytłumaczyć wyniki utrzymujące się przez tak długi okres czasu od 2005 roku na tak wysokim złym poziomie. Przez cały okres choroby pomimo leków nigdy nie spadały, zawsze były podwyższone kilka a niektóre nawet kilkanaście razy powyżej normy. Kolega z tego, co wiem zażywa obecnie tylko Hepatil, żadnych innych leków. Wyniki wątrobowe są nieznacznie podniesione, a był długi okres, że utrzymywały się w normie. Wiem, że na chwilę obecną spożywa to samo, co pozostali domownicy, nie przestrzega ściśle diety wątrobowej. 
Jeszcze jedno chciałem napisać. Wiem,że przy pierwszej wizycie kontrolnej po szpitalu od P. Doktor mój kolega usłyszał takie słowa:
„my lekarze takich rzeczy nie powinniśmy mówić, ale ja to muszę panu powiedzieć… powinien pan pójść w podziękowaniu na kolanach do Częstochowy, bo to cud, że pan przeżył”.
3 grudnia odprawiona została Msza św. w Sanktuarium w Zabawie. Po Eucharystii Ks. Zbigniew Szostak poprosił nas, którzy byliśmy na Mszy św. za kolegą, a następnie odmówił dodatkową modlitwę w jego intencji. Następnie położyłem rękę na sarkofagu z relikwiami Błogosławionej. A dlaczego? Ponieważ przypomniałem sobie słowa Ks. Zbigniewa, kiedy to byliśmy w jego parafii na spotkaniu z okazji 25 lecia ukończenia podstawówki. Wtedy powiedział nam, że jeśli chcemy, aby nasze prośby zostały wysłuchanego połóżcie rękę na Sarkofagu z relikwiami bł. Karoliny i uwierzcie. 
Potem pojechałem do szpitala do mojego przyjaciela i długo trzymałem jego dłoń w swojej dłoni, żeby przekazać mu, chociaż w taki sposób dar przywieziony z Sanktuarium Błogosławionej Karoliny Kózkówny. Dar, który okazał się dla niego uzdrowieniem.
Minęło pół roku od wyjścia kolegi ze szpitala. Płyn w jamie brzusznej nie narasta, dializy odstawione – nerki pracują prawidłowo. Może wszystko jeść. Systematycznie przybiera na wadze. Wykonuje wszystkie czynności domowe. Według mnie żyje jak zdrowy człowiek. Patrząc na niego nie widać żadnych pozostałości po stanie, w jakim był. Wiem, że mój przyjaciel nie może uwierzyć w to, co się wydarzyło, ale nastąpi taki dzień, w którym zrozumie i uwierzy, że za wstawiennictwem bł. Karoliny doznał łaski Bożej i może cieszyć się życiem, patrzeć jak rosną jego dzieci i nie cierpi, bo ból stał się dla niego obcym pojęciem. 
18 czerwca zamówiłem Mszę św. dziękczynną za uzdrowienie mojego przyjaciela. I znów, jaki było moje zdziwienie, kiedy to jadąc na Drogę Krzyżową i Mszę św. w drodze zastała nas burza i ulewny deszcz. Pierwsza moja myśl może była sentymentalna, ale taka, że Błogosławiona płacze widząc, że mój przyjaciel nie może uwierzyć w dar łaski, jaką otrzymał.
Nie uważam, że mój przyjaciel jest całkowicie zdrowy. Zdaję sobie sprawę, że w każdej chwili może nastąpić pogorszenie jego stanu zdrowia, ale wiem też, że powinien być wdzięczny za każdy dzień, który jest mu dany przez ten czas, jaki minął.
Błogosławiona Karolino dziękuję za wysłuchanie mojej prośby i proszę wstawiaj się za nami u Pana Boga.
Kim jesteś dla mnie wyrażę słowami piosenki:
„Tyś Patronką moich dobrych dni
Tyś Patronką w smutku
Kiedy serca mego zamknę drzwi
Pukasz po cichutku
Kiedy nurt życia porywa mnie
Za rękę prowadź
Żeby chodź na serca dnie
Czystość swą zachować”.

Zdzisław 

Share this post on social

Skip to content sex forced video bigindiansex.mobi desi indian sex video xxx sonagachi porndu.net porn movie torrent lambani sex freeindianporn.info beautiful girl sleeping indian forced sex pornolaba.mobi open sexy sex bhabhi sex clip bukaporn.net indian boy and girl sex aunty fucking tubepatrol.cc kamapichachi samantha busty fucked xxxdesitube2.com sex move hindi boob press in park originalhindiporn.mobi sara khan nude prone sex vedio goindian.net best indian teen porn porn x vidios onlyindianpornx.com bangali girl sex com india six vidos desixxxtube.info aizawl sex video bangla focking pinkpix.net kambi videos kannada actors sex videos xshaker.net deshi chuda chudi tamail sex com onlyindian.org miya khalifa.com land chut ki ladai xxxindianporn.org xnxxtelgu