Stacja I – Zachowaj mnie Boże
Wyrok śmierci wydany!
Nadchodzi kres memu istnieniu.
Życie odlatuje ode mnie jak spłoszony ptak;
Zwija się nić mojego żywota
Już niebawem zostanie zerwane to przędziwo,
Bowiem jeszcze dziś – Zabiją mnie!!!
Na próżno miotałem się, jak jaskółka
I znużone oczy zwracałem ku niebu,
Wzdychałem jak gołębica:
Panie, wzmocnij mnie! Pomóż mi!
Miłosiernie wydobądź duszę moją
Z przepaści zagłady!
Wyrok śmierci wydano.
Niełatwo jest go przyjąć,
Trudno pogodzić się w wolą Boga;
Nawet Jezus, w Ogrodzie Oliwnym,
Oblany krwawym potem strachu,
Błagał Ojca:
Oddal ode mnie kielich goryczy
Nie zabieraj mnie.
Śmierci okrutna!
Błagała Karolina
Mam dopiero 16 lat,
Dlaczego kostucho zapukałaś
Akurat do mojej chaty.
Czemu przyszłaś nieproszona, bez zapowiedzi,
Nie dałaś mi nawet szansy
Na uporządkowanie myśli,
Na pożegnanie się z rodziną;
Nie zapytałaś, jakie jest moje ostatnie życzenie!
Zachowaj Mnie Boże
Wyrwij mnie ze szpon drapieżnika
Nie chcę umierać,
Kocham moje życie
Moją rodzinę, moją wioskę
I cały świat, dzieło Twoich rąk Panie
Zachowaj mnie Boże!
Zachowaj moje czyste serce
Zachowaj mnie dla siebie.
Stacja II – Mówię do Pana
Jeśli nie wezmę krzyża cóż mi pozostanie?
Wciąż szukam odpowiedzi na moje pytanie!
Życie jest przecież święte- tak młode jak stare
Dlaczego i ja muszę umierać za wiarę?
Tyś już Jezu umarłeś, za winy ludzkości
Po to, abym mógł czerpać z źródła Twej miłości
Mówię do Ciebie Panie, czy słyszysz mój głos
Zabierz ten krzyż ode mnie i odmień mój los.
Krzyż to ból, a ja bardzo boję się cierpienia
Chciałbym żyć pełnią życie spełniać swe marzenia
Krzyż pragnę adorować, jako człowiek zdrowy
By dźwigać krzyż cierpienia nie jestem gotowy!
Przez miłość miłosierną w dziele Odkupienia
Zabierz mój krzyż choroby i krzyż odrzucenia.
Mówię do Pana, ratuj, słyszysz me wołanie?
Gdy krzyża nie udźwignę co się ze mną stanie?
Spotkałem Karolinę we śnie jak na jawie
Był listopad, szron leżał na wyschniętej trawie
Wiało zimnem i grozą, dreszcz przeszedł po skórze
Bo wraz z Nią śmierć kroczyła w rosyjskim mundurze.
W oddali otchłań lasu swe wrota otwiera
Nawet z Bogiem na ustach ciężko się umiera
Trudno rozstać się życiem z tym darem od Boga
Z chatą, wioską, rodziną, która sercu droga.
Ratuj Ojcze! dziewczyna krzyczy przerażona
A ja nie wiem kto woła? Czy to ja? Czy Ona?
Stacja III – Chronię się do Ciebie
Wyrwana z ramion Ojca chronię się do ciebie zimy, ciemny lesie. Przygarnijcie mnie sosny, olchy i leszczyny, skoro wszyscy mnie opuścili. Wyciągnijcie konary swoich rąk, dobre drzewa i unieście mnie do góry, wyrwijcie mnie z uścisku drapieżnego zwierza, czarnego bezlitosnego kruka, który mnie porwał i chce rozszarpać. Lesie Wał-Rudzki, lesie Waleński, ty który dajesz schronienie dzikim zwierzętom, sarnom, lisom, dzikom i jeleniom, otocz opieką i mnie. Niech uciszy się moje rozkołatane serce, niech krew przestanie uderzać mi do skroni. Użycz mi lesie swojej ciszy, łagodnego poszumu i spokoju.
Skoro we własnym domu, rodzinnym gnieździe, nie byłam bezpieczna, skoro drapieżny ptak porwał mnie i wlecze w ciemny las, niechże pochylą się nad moim nieszczęsnym losem te dobre poczciwe drzewa i przygarną mnie w swoje ramiona.
Skoro mój tata nie potrafił mnie obronić przed złoczyńcą, ty lesie bądź mi jako ojciec- potężny, groźny, a kiedy trzeba łagodny i troskliwy. Skoro moja ziemska mama nie pozwoliła mi w trosce o moje bezpieczeństwo, abym wraz z nią udała się do kościoła, Ty Matko Boża Nieustającej Pomocy wyciągnij do mnie pomocną dłoń.
Chronię się do Ciebie mój Przedwieczny Boże. Ty co wydobyłeś z płonącego pieca trzech młodzieńców, skazanych przez babilońskiego króla za wierność Twoim przykazaniom, uratuj i mnie i ocal świętość mojego ciała przed pohańbieniem.
Matko Niebieska pociesz mnie, jak pocieszałaś swojego Boskiego Syna w drodze na Golgotę, otocz mnie płaszczem swojej opieki. Chronię się do Ciebie Matko Przenajświętsza.
Stacja IV – Pan mój los zabezpiecza
Gdy czuje bezradność wobec zła, które mnie dotyka, które przychodzi i mnie zniewala, mam przed oczyma obraz Błogosławionej Karoliny- przerażonej nastolatki w ciemnym zimnym lesie wraz z jej oprawcą. W chwilach całkowitego osamotnienia, gdy znikąd pomocy, a strach paraliżuje, zarówno ciało jak i rozum, pytam: Karolino jak mam teraz żyć? Skoro ja nic nie mogę, nic nie potrafię zrobić, aby pokonać przeciwność losu? Jestem w szponach choroby, w uścisku nałogu, jestem zrujnowany fizycznie i psychicznie, umarła we mnie wszelka nadzieja. Jestem przekonany, że już wszyscy mnie opuścili, nawet najbliżsi: rodzina, przyjaciele; wydaje mi się nawet że i Bóg o mnie zapomniał. Jak się mam wydobyć z piekła rozpaczy?
Pytam siebie i szukam odpowiedzi w historii życia tych, co doświadczyli tego co ja teraz. Na myśl przychodzi mi Karolina. Jak ona się czuła, gdy pozostawiona na pastwę losu musiała się zmierzyć ze złem, nie tylko tym fizycznym, w postaci złoczyńcy, który ją uprowadził, ale i z rozterkami duchowymi, które i ją zapewne dotknęły. Gdzie jest Boża Opaczność, gdzie jest Pan, który mój los zabezpiecza? Jaki będzie ten mój los?
Odpowiedzią na te pytania jest Karolina walcząca. Karolina, która wyrwawszy się z rąk napastnika rzuca się do ucieczki, wbrew wszystkim niesprzyjającym okolicznościom, nawet wbrew zdrowemu rozsądkowi, który podpowiada, że opór nic nie da. Odpowiedzią jest ufne przekonanie, że Pan mój los zabezpiecza.
Stacja V – Ty ścieżkę życia mi ukażesz
Jestem niemym widzem dramatu,
Wystawionego na scenie świata!
Sztuki, która nie schodzi z afiszy
Od dwóch tysięcy lat.
Niemy widz, bierny uczestnik
Odwiecznej walki dobra ze złem-
Ja, Szymon Cyrenejczyk!
Dźwigam brzemię krzyża
Bo mnie przymuszono
Obarczono mnie trudem i znojem
Wbrew mojej woli.
Idę śladami stóp Jezusa
Ale czy podążam za nim?
Niewolnik złej chwili
Zaplatany w bieg wydarzeń
Kim ja jestem
W tym dramacie?
Widzem czy aktorem?
Kroczę drogą męczeństwa Karoliny
Jest listopad, powoli zapada zmierzch
Co ja tu robię w tym ponurym ciemnym lesie?
Czego lub kogo szukam?
Co pragnę odnaleźć?
Odpowiedzi na dręczące pytania?
Czy spokój serca?
A może pobłądziłem w życiu
I szukam drogi?
Ty ścieżkę życia mi ukażesz!
Panie Jezu spotkany w drodze na Golgotę
Ty ścieżkę życia mi ukażesz
Karolino!
Idę śladami twych stóp
Więc Ciebie naśladuje
Prowadź mnie do Nieba
Do Jezusa mnie poprowadź.
Karolino!
Stacja VI – Błogosławię Pana, który dał mi rozsądek
Błogosławię to znaczy
Wyrażam szczęście,
Radość, zadowolenie,
Wdzięczność.
Jestem szczęśliwy i wdzięczy Panu Bogu
Za to że obdarzył mnie rozumem
Ten dar od Niego sprawia, że postępuje roztropnie
Adekwatnie do danej sytuacji.
Jestem odważny, ale obca mi jest brawura
Mam zdolność spostrzegania rzeczy jakimi one są
Nie ulegam złudzeniu, iluzji, pokusie!
Jestem rozsądny, a zatem potrafię rozsądzać
Czyli rozróżniać dobro od zła.
Jakże szczęśliwy i wdzięczny jestem Panu za ten dar rozumu,
Ale czy potrafię z niego korzystać we właściwy sposób?
Rosyjski żołnierz, który uprowadził Karolinę
Był sprytny, podstępny,
Obmyślił chytry plan jak wyprowadzić dziewczynę w ustronne miejsce.
Posługiwał się rozumem, ale w zły celu.
Nie nazwiemy go rozsądnym,
Bo wykorzystał rozum do czynienia zła.
Był złoczyńcą
Dlaczego zło?
Dlaczego aż tyle zła na świecie?
Tyle cierpienia i łez
Czyż to ma myć cena jaką płacimy za wolność?
Nieszczęsny dar wolności, jakże trudno go przyjąć i zrozumieć
Gdy serce tak bardzo boli.
A jednak gdyby nie było cierpienia
Jakiż sens miało by pocieszenie, współczucie, empatia
Chusta Weroniki jest ciągle mokra od łez
A nowe Weroniki nadbiegają z innymi chustami, aby ocierać łzy i krew.
Płynie czas.
Mijają dni i pory roku, planeta Ziemia obraca się rytmicznie
Wokół swojej macierzystej Gwiazdy
Jakiś złoczyńca zrywa chustę z głowy Karoliny
Ale ktoś inny z inną chustą biegnie ocierać krew.
Tak toczy się życie
Życie rozumne, które jest darem od Boga
Błogosławię więc Pana który dał mi rozsądek
Czyli rozum.
Stacja VII – Serce napomina mnie nawet nocą
Noc jest czasem zadumy i refleksji.
Myśli nocne są inne niż te za dnia-
Bardziej czyste, nieskażone
Zmysły są również bardziej wyostrzone
Odgłosy nocne wyraziste.
W sercu budzą większy niepokój.
Kocham te moje nocne nasłuchiwania
Bijącego serca.
Karolina ponoć lubiła
Długo się modlić wieczorem
Kiedy wszyscy domownicy
Położyli się już spać
Po ciężkim pracowitym dniu.
Ona długo w noc rozmawiała z Panem Bogiem
Na klęcząco.
Były to ważne rozmowy i przemyślenia
To był czas, gdy dojrzewała do świętości
Serce napomina mnie zwykle nocą
W nocnej ciszy słyszę wyraźniej jego rytm
Słyszę głos wewnętrzny
To Bóg do mnie przemawia
Czy zechce wsłuchać się w jego słowa?
Gdy serce napomina mnie nawet nocą
Wiem, że nie upadnę.
Stacja VIII – Zawsze stawiam sobie Pana przed oczy
Oczy są światłem duszy,
A dusza moja oczekuje Pana.
Dlatego stawiam Pana przed swoje oczy
Zawsze!
On jest światłem dla moich oczu
Bez niego jest tylko ciemność
W oczach odbija się moje wnętrze
Moja dusza.
Bo w oczach widać radość, szczęście
Ale też troskę i przygnębienie
Do oczu napływają łzy smutku i cierpienia
Co widzę?
Gdy stawiam sobie Pana przed oczy.
Jego udręczenie Krzyża?
Czy radość Zmartwychwstania?
Patrzę na Jezusa oczyma płaczących niewiast z drogi na Golgotę?
Czy oczyma kobiet, które zobaczyły Jego pusty Grób?
Gdy myślę o Karolinie.
Gdy zwracam się do niej o pomoc
Jak ją spostrzegam?
W czystej białej szacie w gronie białych aniołów
Jaśniejącą chwałą?
Czy w brudnych łachmanach w ciemnym lesie
Poranioną, krwawiącą?
Pytam siebie choć nie znajduję łatwych odpowiedzi.
Szukam, błądzę, kluczę po zakamarkach sumienia,
Wierzę, wątpię i znowu odnajduję ufną wiarę
Bo zawsze stawiam sobie Pana przed oczy.
Stacja IX – Nic mnie nie zachwieje
Kruche jest nasze ziemskie bytowanie
Po śmierci grób i napis tylko pozostanie
I może tylko jakieś o zmarłym wspomnienie
Choć na chwilę przedłuży to ziemskie istnienie
Patrząc w niebo na gwiazdy prawie nieruchome
Myśli zwracam ku temu co jest nieskończone
Co wydaje się wieczne, piękne, doskonałe
Bo ponadczasowe, niezmienne i trwałe
Czasem tak myślę sobie: Mój ty dobry Boże!
Chciałbym być tak stabilny jak to drzewo w borze
Jak ten dąb długowieczny potężny z natury
Który się nie obawia burzy i wichury
Czemu jestem jak trzcina wiatrem kołysana
Tak bardzo niepodobna do Chrzciciela Jana
Która gdy tylko wietrzyk leciutki zawieje
Drży, nachla się, miota i na boki chwieje
Jaka jest mej słabości, chwiejności, przyczyna
Że nie jestem odważny tak jak Karolina
Która, każdemu który postępował źle
Potrafiła stanowczo mówić słowo: nie
Karolino swe myśli kieruje do Ciebie
Tyś nam świecisz przykładem jak gwiazda na niebie
Twój blask wśród mroku życia nigdy nie blednieje
Gdy mi dodasz odwagi nic mnie nie zachwieje
Na skale wiary zbuduje swój dom
Nie zniszczy go burza nie rozbije grom
Zaproszę do niego miłość i nadzieję
A wtedy na pewno nic mną nie zachwieje.
Stacja X – Pan jest moim dziedzictwem
Przeglądając album rodziny ze starymi fotografiami mimowolnie spostrzegłem jak bardzo podobny jestem do mojego ojca, ale usta mam chyba mojej mamy. Niosę więc w sobie moich rodziców, dziedziczę ich geny. To oczywiste. Gdy byłem dzieckiem nie dostrzegałem żadnego podobieństwa, zresztą bardzo chciałem nie być podobny do swoich „starych”. Pragnąłem być inny, lepszy, nie powielać ich błędów, unikać wad. Teraz czuje jednak jak mimowolnie przepoczwarzam się w ich wyblakle w pamięci obrazy. Odziedziczyłem po moich przodkach, jak zresztą każdy inny człowiek, coś w wymiarze materialnym- dom, kawałek ziemi i wiele cennych, pamiątkowych przedmiotów. W aspekcie genetycznym urodę i jej mankamenty, talenty różnorakie ale i skłonności do chorób. W duchowym wymiarze przekazany mi został depozyt wiary, który mam strzec, aby go przekazać swoim następcom. I to jest mój największy skarb, bo dany na wieczność. Moim dziedzictwem jest Pan Bóg, nieskończona dobroć i miłość.
Karolina jest skarbem tej małopolskiej, nadwiślańskiej ziemi, który oddziedziczyliśmy po naszych przodkach. Mamy obowiązek strzec tego skarbu, dbać o niego i ukazywać jego piękno całemu światu.
Jezus z szat obnażony na X stacji Drogi Krzyżowej został ukazany światu w całym swoim człowieczeństwie, kruchości ciała, bólu i cierpieniu. Ten obraz przekazał nam w dziedzictwie Krzyża, który jest udziałem życia Kościoła. Niosą go przez wieki wyznawcy Chrystusa mając za swoich przewodników- Świętych i Błogosławionych. Karolina jest nasza przewodniczką do Nieba, do Pana, który jest naszym dziedzictwem.
Stacja XI – Pan moim przeznaczeniem
A co jeśli mój los zapisany jest gdzieś w gwiazdach?
Może miotam się na tym łez padole na próżno
Bo jakaś siła wyższa rządzi biegiem wydarzeń?
Staram się dbać o zdrowie, ale ponoć moje choroby
Te najstraszniejsze zapisane są już w moich genach
I tylko jest kwestią czasu kiedy się ujawnią?
Wmawiano mi że jestem kowalem swego losu,
Ale chyba ktoś za mnie dął w miechy.
Mogłem zdobyć lepsze wykształcenie, dziś lepiej zarabiać, mieć lżejsza pracę
Ale czy los dał mi taką szanse?
To prawda że mam wolną wolę, ale mam też swoje ograniczenia
które nie pozwalają mi oderwać się od krzyża, do którego jestem przygwożdżony przez okoliczności zewnętrze, na które nie miałem przecież wpływu. Nie chcę się usprawiedliwiać przed samym sobą, ani szukać zwykłych wymówek. One jednak same przychodzą. Wierze w Bożą opaczność, ale w trudnych momentach, wiara ma słabnie.
Jan Kózka po śmierci Karoliny powtarzał jak mantrę „Bóg tak chciał” . Może w tych słowach szukał pocieszenia i usprawiedliwienia swojej decyzji o pozostawieniu dziecka w rękach zabójcy, a może otrzymał do Boga łaskę pocieszenia i przeczuwał przyszłą chwałę Karoliny? Tego wiedzieć nie możemy. Ale pokusa przypisania trudnych do przyjęcia zdarzeń woli Bożej nie jest i mnie całkiem obca.
I ja, jak aktor klasycznej sztuki dramatycznej staram się przekonywać siebie i innych, że to zły los, ciążące fatum, przeznaczenie zaciążyło nad biegiem wydarzeń, a ja nic temu zaradzić nie mogłem. Tymczasem w duchu wiary mogę jedynie wyznać, że tylko Pan moim przeznaczeniem. To jest pewne! Gdy umrę stanę przed Jego obliczem z całą prawdą mojego życia. Bo Pan jest moim przeznaczeniem
Stacja XII – Tyś jest Panem moim
Głos wołania: Tyś jest Panem moim
Zagłusza trzask rozbijania kamiennych tablic
O grzech bałwochwalstwa.
Czciciele pieniądza, sławy i wszelkiego używania
Zrywają więzy Świętego Przymierza
Celebryci swojego dobrostanu
W garniturach, togach, fartuchach
I wszelkiego rodzaju kostiumach,
Skrojonych na miarę swojej próżność
Koncentrują się tylko na sobie
Tu i teraz.
Wieczność ich nie interesuje
Myśli o śmierci nie dopuszczają
A, na wzgórzu Golgoty umiera Chrystus
Słychać grzmoty, ziemia się zatrzęsła
Świat mrok owionął, góry pękają.
Ale chciwi kupcy tego nie zauważają
Myślą tylko o tym, aby kupić i sprzedać
Celnicy, jak dawniej pobierają podatki
Nawet kapłani nie przerazili się zbytnio
Widokiem rozdartej zasłony w świątyni.
Życie toczy się jak gdyby nic
Choć wrota otchłani się już otworzyły!
Chrystus umiera kolejny raz
Za mnie za Ciebie za wszystkich
To jednak za mało!
Musi jeszcze zmartwychwstać
We mnie i w Tobie i w każdym człowieku.
Karolina umarła.
Została bestialsko porąbana szablą
A przecież żyje po 110 latach
Żyje w Kościele
I w serca swoich czcicieli.
Stacja XIII – Wieczna rozkosz po Twojej prawicy
Wieczna rozkoszy tyle lat Cię szukałem
Za dnia i nocą- nie szczędząc czasu ani zdrowia
Po knajpach, na parkietach sal balowych
W oczach pięknych kobiet, mężczyzn
W zachwycie nad pięknem natury
W podróżach bliskich i dalekich
Na salach koncertowy, stadionach sportowych
Wszędzie gdzie tylko zaprowadziły mnie nogi
Albo wyobraźnia.
Uwielbiam się rozkoszować!
Smakować wykwintne dania
Spijać szlachetne trunki
Celebrować chwilę.
Delektować się pięknem natury i sztuki
W Kaplicy Sykstyńskiej
Podziwiałem Pietę Michała Anioła
Byłem urzeczony bielą boskiego marmuru
I delikatną urodą Maryi
Nie widziałem ani bólu ani przerażenia w jej rysach
Nie poczułem zapachu krwi, ale tylko przyjemny chłód kamienia
Wtedy narodziło się we mnie wielkie pragnienie
Aby przestać ślizgać się po powierzchni
I zejść niżej do samej głębi
Dotknąć tego co doskonale czyste i piękne
Zbliżyć się do Absolutu
Smakować rozkoszy w jej najczystszej pierwotnej postaci
Nie skażonej pyłem blichtru i kurzem czasu
Wieczna rozkosz po Twojej prawicy
W wieczności
W gronie istot doskonałych
Aniołów i świętych.
Stacja XIV – Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać
Błogosławieni, czyli szczęśliwi
Zanurzeni w wiecznym teraz
Gdzie niema czasu, ani żadnego ograniczenia
Gdzie to co nieskończone styka się z tym
Co niewyobrażalnie małe.
Najmniejsza cząstka materii
Z całym Kosmosem.
Błogosławieni w Niebie
Wybrani przez Pana Boga
Jako wzór, przykład życia,
Dla tych co jeszcze w podróży,
Po to aby byli drogowskazem
Dla wędrujących i poszukujący.
Błogosławiona Karolino
Wzorze prostoty i świętości
Prowadź mnie po krętych
Ścieżkach mojego życia,
Abym doszedł do upragnionego celu
Gdzie w blasku chwały
Boga oglądać będę
Błogosławiona Karolino!
Wśród brudów świata tego
Czystości serca wzorze
Bądź mi gwiazdą przewodnią
Prowadzącą do wiekuistego światła
Albowiem błogosławieni
Czystego serca
Dostąpią łaski
Poznania oblicza Boga.