Przejdź do treści

Tekst rozważań drogi krzyżowej autorstwa p. Józefa Trytka – 18.11.2024 r.

Stacja I – Zachowaj mnie Boże

Wyrok śmierci wydany!

Nadchodzi kres memu istnieniu.

Życie odlatuje ode mnie jak spłoszony ptak;

Zwija się nić mojego żywota

Już niebawem zostanie zerwane to przędziwo,

Bowiem jeszcze dziś – Zabiją mnie!!!

Na próżno miotałem się, jak jaskółka

I znużone oczy zwracałem ku niebu,

Wzdychałem jak gołębica:

Panie, wzmocnij mnie! Pomóż mi!

Miłosiernie wydobądź duszę moją

Z przepaści zagłady!

Wyrok śmierci wydano.

Niełatwo jest go przyjąć,

Trudno pogodzić się w wolą Boga;

Nawet Jezus, w Ogrodzie Oliwnym,

Oblany krwawym potem strachu,

Błagał Ojca:

Oddal ode mnie  kielich goryczy

Nie zabieraj mnie.

Śmierci okrutna!

Błagała Karolina

Mam dopiero 16 lat,

Dlaczego kostucho zapukałaś

Akurat do mojej chaty.

Czemu przyszłaś nieproszona, bez zapowiedzi,

Nie dałaś mi nawet szansy  

Na uporządkowanie myśli,

Na pożegnanie się z rodziną;

Nie zapytałaś, jakie jest moje  ostatnie życzenie!

Zachowaj Mnie Boże

Wyrwij mnie ze szpon drapieżnika

Nie chcę umierać,

Kocham moje życie

Moją rodzinę, moją wioskę

I cały świat, dzieło Twoich rąk Panie

Zachowaj mnie Boże!

Zachowaj moje czyste serce

Zachowaj mnie dla siebie.

Stacja II – Mówię do Pana

Jeśli nie wezmę krzyża cóż mi pozostanie?

Wciąż szukam odpowiedzi na moje pytanie!

Życie jest przecież święte- tak młode jak stare

Dlaczego i ja muszę umierać za wiarę?

Tyś już Jezu umarłeś, za winy ludzkości

Po to, abym mógł czerpać z źródła Twej miłości    

Mówię do Ciebie Panie, czy słyszysz mój głos

Zabierz ten krzyż ode mnie i odmień mój los.

Krzyż to ból, a ja bardzo boję się cierpienia

Chciałbym żyć pełnią życie spełniać swe marzenia

Krzyż pragnę adorować, jako człowiek zdrowy

By dźwigać krzyż cierpienia nie jestem gotowy!

Przez miłość miłosierną w dziele  Odkupienia

Zabierz mój krzyż choroby i krzyż odrzucenia.

Mówię do Pana, ratuj, słyszysz me wołanie?

Gdy krzyża nie udźwignę co się ze mną stanie?

Spotkałem Karolinę we śnie jak na jawie

Był listopad, szron leżał na wyschniętej trawie

Wiało zimnem i grozą, dreszcz przeszedł po skórze

Bo wraz z Nią śmierć kroczyła w rosyjskim mundurze.

W oddali otchłań lasu swe wrota  otwiera

Nawet z Bogiem na ustach ciężko się umiera

Trudno rozstać się życiem z tym darem od Boga

Z chatą, wioską, rodziną, która sercu droga.

Ratuj Ojcze! dziewczyna krzyczy przerażona

A ja nie wiem kto woła? Czy to ja? Czy Ona?

 Stacja IIIChronię się do Ciebie

Wyrwana z ramion Ojca chronię się do ciebie zimy, ciemny lesie. Przygarnijcie mnie sosny, olchy i leszczyny, skoro wszyscy mnie opuścili. Wyciągnijcie konary swoich rąk, dobre drzewa i unieście mnie do góry, wyrwijcie mnie z uścisku drapieżnego zwierza, czarnego bezlitosnego kruka, który mnie porwał i chce rozszarpać. Lesie Wał-Rudzki, lesie Waleński, ty który dajesz schronienie dzikim zwierzętom, sarnom, lisom, dzikom i jeleniom, otocz opieką i mnie. Niech uciszy się moje rozkołatane serce, niech krew  przestanie uderzać mi do skroni. Użycz mi lesie swojej ciszy, łagodnego poszumu i spokoju.

Skoro we własnym domu, rodzinnym gnieździe, nie byłam bezpieczna, skoro drapieżny ptak porwał mnie i wlecze w ciemny las, niechże pochylą się nad moim nieszczęsnym losem te dobre poczciwe drzewa i przygarną mnie w swoje ramiona.

Skoro mój tata nie potrafił mnie obronić przed złoczyńcą, ty lesie bądź mi jako ojciec- potężny, groźny, a kiedy trzeba łagodny i troskliwy. Skoro moja ziemska mama nie pozwoliła mi w trosce o moje bezpieczeństwo, abym wraz z nią udała się do kościoła, Ty Matko Boża Nieustającej Pomocy wyciągnij do mnie pomocną dłoń. 

Chronię się do Ciebie mój Przedwieczny Boże. Ty co wydobyłeś z płonącego pieca trzech młodzieńców, skazanych przez babilońskiego króla za wierność Twoim przykazaniom, uratuj i mnie i ocal świętość mojego ciała przed pohańbieniem.

Matko Niebieska pociesz mnie, jak pocieszałaś swojego Boskiego Syna w drodze na Golgotę, otocz mnie płaszczem swojej opieki. Chronię się do Ciebie Matko Przenajświętsza.    

Stacja IV – Pan mój los zabezpiecza

Gdy czuje bezradność wobec zła, które mnie dotyka, które przychodzi i mnie zniewala, mam przed oczyma obraz Błogosławionej Karoliny- przerażonej nastolatki w ciemnym zimnym lesie wraz z jej oprawcą. W chwilach całkowitego osamotnienia, gdy znikąd pomocy, a strach paraliżuje, zarówno ciało jak i rozum, pytam: Karolino jak mam teraz żyć? Skoro ja nic nie mogę, nic nie potrafię zrobić, aby pokonać przeciwność losu? Jestem w szponach choroby, w uścisku nałogu, jestem zrujnowany fizycznie i psychicznie, umarła we mnie wszelka nadzieja. Jestem przekonany, że już wszyscy mnie opuścili, nawet najbliżsi: rodzina, przyjaciele; wydaje mi się nawet że i Bóg o mnie zapomniał. Jak się mam  wydobyć z piekła rozpaczy?

Pytam siebie i szukam odpowiedzi w historii życia tych, co doświadczyli tego co ja teraz. Na myśl przychodzi mi Karolina. Jak ona się czuła, gdy pozostawiona na pastwę losu musiała się zmierzyć ze złem, nie tylko tym fizycznym, w postaci złoczyńcy, który ją uprowadził, ale i z rozterkami duchowymi, które i ją zapewne dotknęły. Gdzie jest Boża Opaczność, gdzie jest Pan, który mój los zabezpiecza? Jaki będzie ten mój los?

Odpowiedzią na te pytania jest Karolina walcząca. Karolina, która wyrwawszy się z rąk napastnika rzuca się do ucieczki, wbrew  wszystkim niesprzyjającym okolicznościom, nawet wbrew zdrowemu rozsądkowi, który podpowiada, że opór nic nie da. Odpowiedzią jest ufne przekonanie, że Pan mój los zabezpiecza.

Stacja V – Ty ścieżkę życia mi ukażesz

Jestem niemym widzem dramatu,

Wystawionego na scenie świata!

Sztuki, która nie schodzi z afiszy

Od dwóch tysięcy lat.

Niemy widz, bierny uczestnik

Odwiecznej walki dobra ze złem-

Ja, Szymon Cyrenejczyk! 

Dźwigam brzemię krzyża

Bo mnie przymuszono

Obarczono mnie trudem i znojem

Wbrew mojej woli.   

Idę śladami stóp Jezusa

Ale czy podążam za nim?

Niewolnik złej chwili

Zaplatany w bieg wydarzeń

Kim ja jestem

W tym dramacie?

Widzem czy aktorem?

Kroczę drogą męczeństwa Karoliny

Jest listopad, powoli zapada zmierzch

Co ja tu robię w tym ponurym ciemnym lesie?

Czego lub kogo szukam?

Co pragnę odnaleźć? 

Odpowiedzi na dręczące pytania?

Czy spokój serca?

A może pobłądziłem w życiu

I szukam drogi?

Ty ścieżkę życia mi ukażesz!

Panie Jezu spotkany w drodze na Golgotę

Ty ścieżkę życia mi ukażesz

Karolino!

Idę śladami twych stóp

Więc Ciebie naśladuje

Prowadź mnie do Nieba

Do Jezusa mnie poprowadź.

Karolino!

Stacja VI – Błogosławię Pana, który dał mi rozsądek

Błogosławię to znaczy

Wyrażam szczęście,

Radość, zadowolenie,

Wdzięczność.

Jestem szczęśliwy i wdzięczy Panu Bogu

Za to że obdarzył mnie rozumem

Ten dar od Niego sprawia, że postępuje roztropnie

Adekwatnie do danej sytuacji.

Jestem odważny, ale obca mi jest brawura

Mam zdolność spostrzegania rzeczy jakimi one są

Nie ulegam złudzeniu, iluzji, pokusie!

Jestem rozsądny, a zatem potrafię rozsądzać

Czyli rozróżniać dobro od zła.

Jakże szczęśliwy i wdzięczny jestem Panu za ten dar rozumu,

Ale czy potrafię z niego korzystać we właściwy sposób?

Rosyjski żołnierz, który uprowadził Karolinę

Był sprytny, podstępny,

Obmyślił chytry plan jak wyprowadzić dziewczynę w ustronne miejsce.

Posługiwał się rozumem, ale w zły celu.

Nie nazwiemy go rozsądnym,

Bo wykorzystał rozum do czynienia zła.

Był złoczyńcą

Dlaczego zło?

Dlaczego aż tyle zła na świecie?

Tyle cierpienia i łez

Czyż to ma myć cena jaką płacimy za wolność?

Nieszczęsny dar wolności, jakże  trudno go przyjąć i zrozumieć

Gdy serce tak bardzo boli.

A jednak gdyby nie było cierpienia

Jakiż sens miało by pocieszenie, współczucie, empatia

Chusta Weroniki jest ciągle mokra od łez

A nowe Weroniki nadbiegają z innymi chustami, aby ocierać łzy i krew.

Płynie czas.

Mijają dni i pory roku,  planeta Ziemia obraca się  rytmicznie

Wokół swojej macierzystej Gwiazdy

Jakiś złoczyńca zrywa chustę z głowy Karoliny

Ale ktoś inny z inną chustą biegnie ocierać krew.

Tak toczy się życie

Życie rozumne, które jest darem od Boga

Błogosławię więc Pana który dał mi rozsądek

Czyli rozum.      

Stacja VII – Serce napomina mnie nawet nocą

Noc jest czasem zadumy i refleksji.

Myśli nocne są inne niż te  za dnia-

Bardziej czyste, nieskażone   

Zmysły są również bardziej  wyostrzone

Odgłosy nocne wyraziste.

W sercu budzą większy niepokój.

Kocham te moje nocne nasłuchiwania

Bijącego serca.

Karolina ponoć lubiła

Długo się modlić wieczorem

Kiedy wszyscy domownicy

Położyli się już spać

Po ciężkim pracowitym dniu.

Ona długo w noc rozmawiała z Panem Bogiem

Na klęcząco.

Były to ważne rozmowy i przemyślenia

To był czas, gdy dojrzewała do świętości

Serce napomina mnie zwykle nocą

W nocnej ciszy słyszę wyraźniej jego rytm

Słyszę głos wewnętrzny

To Bóg do mnie przemawia

Czy zechce wsłuchać się w jego słowa?

Gdy serce napomina mnie nawet nocą

Wiem, że nie upadnę.

Stacja VIII – Zawsze stawiam sobie Pana przed oczy

Oczy są światłem  duszy,

A dusza moja oczekuje Pana.

Dlatego stawiam Pana przed swoje oczy

Zawsze!

On jest światłem dla moich oczu

Bez niego jest tylko ciemność

W oczach odbija się moje wnętrze

Moja dusza.

Bo w oczach widać radość, szczęście

Ale też troskę i przygnębienie

Do oczu napływają łzy smutku i cierpienia

Co widzę?

Gdy stawiam sobie Pana przed oczy.

Jego udręczenie Krzyża?

Czy radość Zmartwychwstania?

Patrzę na Jezusa oczyma płaczących niewiast z drogi na Golgotę?

Czy oczyma kobiet, które zobaczyły Jego pusty Grób?

Gdy myślę o Karolinie.

Gdy zwracam się do niej o pomoc

Jak ją spostrzegam?

W czystej białej szacie w gronie białych aniołów

Jaśniejącą chwałą?

Czy w brudnych łachmanach w ciemnym lesie

Poranioną, krwawiącą?

Pytam siebie choć nie znajduję łatwych odpowiedzi.

Szukam, błądzę, kluczę po zakamarkach sumienia,

Wierzę, wątpię i znowu odnajduję ufną wiarę

 Bo zawsze stawiam sobie Pana przed oczy.

Stacja IX – Nic mnie nie zachwieje

Kruche jest  nasze ziemskie bytowanie

Po śmierci grób i napis tylko pozostanie

I może tylko jakieś o zmarłym wspomnienie

Choć na chwilę przedłuży to ziemskie istnienie

Patrząc w niebo na gwiazdy prawie nieruchome

Myśli zwracam  ku temu co jest nieskończone

Co wydaje się wieczne, piękne, doskonałe          

Bo ponadczasowe, niezmienne i trwałe

Czasem tak myślę sobie: Mój ty dobry Boże!

Chciałbym być tak stabilny jak to drzewo w borze

Jak ten dąb długowieczny potężny z natury

Który się nie obawia  burzy i wichury

Czemu jestem jak trzcina wiatrem kołysana

Tak bardzo niepodobna do Chrzciciela Jana  

Która gdy tylko wietrzyk leciutki zawieje

Drży, nachla się, miota i na boki chwieje

Jaka jest mej słabości, chwiejności, przyczyna

Że nie jestem odważny tak jak Karolina 

Która, każdemu który postępował źle      

Potrafiła  stanowczo mówić słowo: nie

Karolino swe myśli kieruje do Ciebie

Tyś nam świecisz przykładem  jak gwiazda na niebie

Twój blask wśród mroku życia nigdy nie blednieje 

Gdy mi dodasz odwagi nic mnie nie zachwieje

Na skale wiary zbuduje swój dom

Nie zniszczy go burza nie rozbije grom

Zaproszę  do niego miłość i nadzieję 

A wtedy na pewno nic  mną nie zachwieje.

Stacja X – Pan jest moim dziedzictwem

Przeglądając album rodziny ze starymi fotografiami mimowolnie spostrzegłem jak bardzo podobny jestem do mojego ojca, ale usta mam chyba mojej mamy. Niosę więc w sobie moich rodziców, dziedziczę ich geny. To oczywiste. Gdy byłem  dzieckiem nie dostrzegałem żadnego podobieństwa, zresztą bardzo chciałem nie być podobny do swoich „starych”. Pragnąłem być inny, lepszy, nie powielać ich błędów, unikać wad. Teraz czuje jednak jak mimowolnie przepoczwarzam się w ich wyblakle w pamięci obrazy. Odziedziczyłem po moich przodkach, jak zresztą każdy inny człowiek, coś w wymiarze materialnym- dom, kawałek ziemi i wiele cennych, pamiątkowych przedmiotów. W aspekcie genetycznym urodę i jej mankamenty, talenty różnorakie ale i skłonności do chorób. W duchowym wymiarze przekazany mi został depozyt wiary, który mam strzec, aby go przekazać swoim następcom.            I to jest mój największy skarb, bo dany na wieczność. Moim dziedzictwem jest Pan Bóg, nieskończona dobroć i miłość.

Karolina jest skarbem tej małopolskiej, nadwiślańskiej ziemi, który oddziedziczyliśmy po naszych przodkach. Mamy obowiązek strzec tego skarbu, dbać o niego i ukazywać jego piękno całemu światu.

Jezus z szat obnażony na X stacji  Drogi Krzyżowej został ukazany światu w całym swoim człowieczeństwie, kruchości ciała, bólu i cierpieniu. Ten obraz przekazał nam w dziedzictwie Krzyża, który jest udziałem życia Kościoła. Niosą go przez wieki wyznawcy Chrystusa mając za swoich przewodników- Świętych  i Błogosławionych. Karolina jest nasza przewodniczką do Nieba, do Pana, który jest naszym dziedzictwem.                       

Stacja XI – Pan moim przeznaczeniem

A co jeśli mój los zapisany jest gdzieś w gwiazdach?

Może miotam się na tym łez padole na próżno

Bo jakaś siła wyższa rządzi biegiem wydarzeń?

Staram się dbać o zdrowie, ale ponoć moje choroby

Te najstraszniejsze zapisane są już w moich genach

I tylko jest kwestią czasu kiedy się ujawnią?

Wmawiano mi że jestem kowalem swego losu,

Ale chyba ktoś za mnie dął w miechy.

Mogłem zdobyć lepsze wykształcenie, dziś lepiej zarabiać, mieć lżejsza pracę

Ale czy los dał mi taką szanse?       

To prawda że mam wolną wolę, ale mam też swoje ograniczenia

które nie pozwalają mi oderwać się od krzyża, do którego jestem przygwożdżony przez okoliczności zewnętrze, na które nie miałem przecież wpływu. Nie chcę się usprawiedliwiać przed samym sobą, ani szukać zwykłych  wymówek. One jednak same przychodzą. Wierze w Bożą opaczność, ale w trudnych momentach, wiara ma słabnie.      

Jan Kózka po śmierci Karoliny powtarzał jak mantrę „Bóg tak chciał” . Może w tych słowach szukał pocieszenia i usprawiedliwienia swojej decyzji o pozostawieniu dziecka w rękach zabójcy, a może otrzymał do Boga łaskę pocieszenia i przeczuwał przyszłą chwałę Karoliny? Tego wiedzieć nie możemy. Ale  pokusa przypisania trudnych do przyjęcia zdarzeń woli Bożej nie jest i mnie całkiem obca.

 I ja, jak aktor klasycznej sztuki dramatycznej staram się przekonywać siebie i innych, że to zły los, ciążące fatum, przeznaczenie zaciążyło nad biegiem wydarzeń, a ja nic temu zaradzić nie mogłem. Tymczasem w duchu wiary mogę jedynie wyznać, że tylko Pan moim przeznaczeniem. To jest pewne! Gdy umrę stanę przed Jego obliczem z całą prawdą mojego życia. Bo Pan jest moim przeznaczeniem

Stacja XII – Tyś jest Panem moim

Głos wołania: Tyś jest Panem moim

Zagłusza trzask rozbijania kamiennych tablic

O grzech bałwochwalstwa.

Czciciele  pieniądza, sławy i wszelkiego używania

Zrywają więzy Świętego Przymierza    

Celebryci swojego dobrostanu

W garniturach, togach, fartuchach

I wszelkiego rodzaju kostiumach,

Skrojonych na miarę swojej próżność

Koncentrują się tylko na sobie

Tu i teraz.

Wieczność ich nie interesuje

Myśli o śmierci nie dopuszczają      

A, na wzgórzu Golgoty umiera Chrystus

Słychać grzmoty, ziemia się zatrzęsła

Świat mrok owionął, góry pękają.

Ale chciwi kupcy tego nie zauważają

Myślą tylko o tym, aby kupić i sprzedać

Celnicy, jak dawniej pobierają podatki

Nawet kapłani nie przerazili się zbytnio

Widokiem rozdartej zasłony w świątyni.  

Życie toczy się jak gdyby nic

Choć wrota otchłani się już otworzyły!

Chrystus umiera kolejny raz

Za mnie za Ciebie za wszystkich

To jednak za mało!

Musi jeszcze zmartwychwstać

We mnie i w Tobie i w każdym człowieku.

Karolina umarła.  

Została bestialsko porąbana szablą

A przecież żyje po 110 latach

Żyje w Kościele

I w serca swoich czcicieli. 

Stacja XIII – Wieczna rozkosz po Twojej prawicy

Wieczna rozkoszy tyle lat Cię szukałem

Za dnia i nocą- nie szczędząc czasu ani zdrowia

Po knajpach, na parkietach sal balowych

W oczach pięknych kobiet, mężczyzn

W zachwycie nad pięknem natury

W podróżach bliskich i dalekich

Na salach koncertowy, stadionach sportowych

Wszędzie gdzie tylko zaprowadziły mnie nogi

Albo wyobraźnia.

Uwielbiam się rozkoszować!

Smakować wykwintne dania

Spijać szlachetne trunki

Celebrować chwilę.

Delektować się pięknem natury i sztuki

W Kaplicy Sykstyńskiej

Podziwiałem Pietę Michała Anioła

Byłem urzeczony bielą boskiego marmuru

I delikatną urodą Maryi

Nie widziałem ani bólu ani przerażenia w jej rysach

Nie poczułem zapachu krwi, ale tylko przyjemny chłód kamienia

Wtedy narodziło się we mnie wielkie pragnienie

Aby przestać ślizgać się po powierzchni

I zejść niżej do samej głębi

Dotknąć tego co doskonale czyste i piękne

Zbliżyć się do Absolutu

Smakować rozkoszy w jej najczystszej pierwotnej postaci

Nie skażonej pyłem blichtru i kurzem czasu

Wieczna rozkosz po Twojej prawicy

W wieczności

W gronie istot doskonałych

Aniołów i świętych.           

Stacja XIV – Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać

Błogosławieni, czyli szczęśliwi

Zanurzeni w wiecznym teraz

Gdzie niema czasu, ani żadnego ograniczenia

Gdzie to co nieskończone styka się z tym

Co niewyobrażalnie małe.

Najmniejsza cząstka materii

Z całym Kosmosem.

Błogosławieni  w Niebie

Wybrani przez Pana Boga

Jako wzór, przykład życia,

Dla tych co jeszcze w podróży,

Po to aby byli drogowskazem

Dla wędrujących i poszukujący.

Błogosławiona Karolino

Wzorze prostoty i świętości

Prowadź mnie po krętych

Ścieżkach mojego życia,

Abym doszedł do upragnionego celu

Gdzie w blasku chwały

Boga oglądać będę

Błogosławiona Karolino!

Wśród brudów świata tego

Czystości serca wzorze

Bądź mi gwiazdą przewodnią

Prowadzącą do wiekuistego światła

Albowiem błogosławieni

Czystego serca

Dostąpią łaski

Poznania oblicza Boga.

Share this post on social